I call you,
when I need you, and my heart’s on fire.You come to me, come to me, wild and
wired.You come to me, give me everything, I need.Give me a lifetime, of
promises, and a world of dreams.Speak the language, of love like you know what,
it means, and it can’t, be wrong.Take my heart, and make it strong.You’re simple
the best!-podśpiewywałam.
-Mar del Plata, Final Six-nie dla reprezentantów Polski, w piłce siatkowej mężczyzn.-wypowiedział dziennikarz.
-What, the fuck?!-wrzasnęłam.
Po omacku, wypatrucjąc telefonu komórkowego, przysłuchwiałam się wypowiedziom telewizyjnym.Wodospad łez, poczerwieniała twarz, ogromny smutek..
-Czy ta wiadomość..-nie dokończyłam.
-Tak, to prawda!-krzyknęła, markotna Emilia.-To jest już koniec, nie ma już nic.-odparła z poetyckim akcentem.
-Nie mogę w to uwierzyć!-wydarłam się.-Jak samopoczucie, Michała?
-Jest przetrenowany.Z łydką, jest prawdopodobnie, wszystko w porządku.
-Samopoczucie?-spytałam.
-Ułamany, przygnębiony, zmartwiony, przybity, nieszczęśliwy, udręczony, smętny, ponury.-wypowiadała.
-Pozostał nam..jutrzejszy mecz, który uznajemy, za ‘sparing’, oraz tegoroczne, Mistrzostwa Europy, we wrześniu.-syknęłam, poprzez zęby.
-Nie obronimy tytułu, sprzed roku.-rozpłakała się.-Dlaczego oni?-burknęła.-Powiedz mi, dlaczego?!
-Nie mam pojęcia.-posmutniałam.-Najwidoczniej, nie byli przygotowani na tegoroczną Ligę Światową.Nie należy także, obciążać porażką, naszego trenera-Andreę Anastasiego.
-Nie mam zielonego, żółtego, pomarańczonwego, różowego, pojęcia, dlaczego tak, a nie inaczej.-rozłączyła się.
Bez namysłu, rozpoczęłam krzyczeć, wiszczeć, płakać bez ustatku.Nie potrafiłam, nad sobą zapanować.Dochodząc do swojej osoby, zabudziły się, we mnie wspomnienia.Hala sportowo-widowiskowa, mecz, Polska-Brazylia, Łukasz, idealne miejsca, Łukasz, niesamowita atmosfera, Łukasz, genialne, przeżyte emocje, Łukasz.Czy to naprawdę, cholerne przeznaczenie?-spytałam samej, siebie.
Czując, donośną wibrację, telefonu komórkowego, szybkim tempem, wcisnęłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam urządzenie, do ucha.
-Kornelia Swędrowska, przy telefonie.Z kim mam przyjemność rozmawiać?
-Maciej Janowski, dzień dobry.-zaśmiał się.
-Skąd masz mój numer?!-wnerwiłam się.
-Nie dawno, poznani przyjaciele, zawsze są do usług.
-Nie ważne.Czego chcesz?
-Pogawędzić, spotkać się, omówić..
-A mamy, o czym?-rzekłam z ironią.-Nie sądzę.Żegnam!
-Poczekaj chwilę!-krzyknął.-Umówmy się.Ta rozmowa, nie będzie dotyczyła, naszej przeszłości.To bardzo, bardzo, bardzo ważne.Możemy, wręcz musimy o tym pomówić.-nie odpuszczał.
-Rynek Starego Miasta.-odparłam ze zniesmaczeniem.
-Piętnasta trzydzieści.-rzekł niepewnie, po czym odłożył połączenie.
Punkt czternasta pięćdziesiąt trzy, opuściłam zamieszkałe, miejscowisko.Krótki, dla odświeżenia spacer, po Nowym Świecie..i Rynek..
-Kornelia!-usłyszałam głos, zza pleców.
-Szybko, zwięźle i na temat.Nie mam ochoty, na dwugodzinne plotki.
-W piątek, po meczu.Gdy Cię spotkałem..potem, ty poszłaś, po rozmowie, z tym siatkarzem-Łukaszem Żygadło..
***Dwa dni temu.***
-Znasz, tą dziewczynę?-spytał, oblany potem.
-Owszem.Jakiś problem?-zlałem go.
-Muszę wiedzieć, o niej, wszystko!-krzyknął.
-Jest dwudziesto-pięcioletnią kobietą, z pasją.Ukończyła tutejszą Akademię Wychowania Fizycznego.Niezwykle wysportowana.
-Adres, numer, e-mail..cokolwiek?-spytał.
-Aleje Jerozolimskie.Nowoczesna kamienica.Piętro szóste.
-Dziękuję Ci.-odszedł, z uśmiechem.
***Teraźniejszość.***
-Co ty człowieku, nawyrabiałeś?!-spoliczkowałam go.
-Au!-wrzasnął.-Ten siatkarz się stara, nie widzisz tego?
-A ty nie widzisz tego, że próbuję go odsunąć od siebie?-wydarłam się.-Nie chcę ZNÓW, mieć na głowie dziennikarzy, fotoreporterów.-odeszłam.
W głowie, miałam totalny mętlik.Idąc, jak burza w upalną noc, nie spostrzegałam nikogo, prócz wydrapanego podłoża.Nagle, potykając czyjąć osobę, upadłam z hukiem.
-Cholerne, deja vu!-pisnęłam.
-Poraz trzeci, praktycznie i teoretycznie, w tym samym miejscu.
-Za co?!-wykrzyczałam.-Boże, mój najukochańszy, za co?!
-Mar del Plata, Final Six-nie dla reprezentantów Polski, w piłce siatkowej mężczyzn.-wypowiedział dziennikarz.
-What, the fuck?!-wrzasnęłam.
Po omacku, wypatrucjąc telefonu komórkowego, przysłuchwiałam się wypowiedziom telewizyjnym.Wodospad łez, poczerwieniała twarz, ogromny smutek..
-Czy ta wiadomość..-nie dokończyłam.
-Tak, to prawda!-krzyknęła, markotna Emilia.-To jest już koniec, nie ma już nic.-odparła z poetyckim akcentem.
-Nie mogę w to uwierzyć!-wydarłam się.-Jak samopoczucie, Michała?
-Jest przetrenowany.Z łydką, jest prawdopodobnie, wszystko w porządku.
-Samopoczucie?-spytałam.
-Ułamany, przygnębiony, zmartwiony, przybity, nieszczęśliwy, udręczony, smętny, ponury.-wypowiadała.
-Pozostał nam..jutrzejszy mecz, który uznajemy, za ‘sparing’, oraz tegoroczne, Mistrzostwa Europy, we wrześniu.-syknęłam, poprzez zęby.
-Nie obronimy tytułu, sprzed roku.-rozpłakała się.-Dlaczego oni?-burknęła.-Powiedz mi, dlaczego?!
-Nie mam pojęcia.-posmutniałam.-Najwidoczniej, nie byli przygotowani na tegoroczną Ligę Światową.Nie należy także, obciążać porażką, naszego trenera-Andreę Anastasiego.
-Nie mam zielonego, żółtego, pomarańczonwego, różowego, pojęcia, dlaczego tak, a nie inaczej.-rozłączyła się.
Bez namysłu, rozpoczęłam krzyczeć, wiszczeć, płakać bez ustatku.Nie potrafiłam, nad sobą zapanować.Dochodząc do swojej osoby, zabudziły się, we mnie wspomnienia.Hala sportowo-widowiskowa, mecz, Polska-Brazylia, Łukasz, idealne miejsca, Łukasz, niesamowita atmosfera, Łukasz, genialne, przeżyte emocje, Łukasz.Czy to naprawdę, cholerne przeznaczenie?-spytałam samej, siebie.
Czując, donośną wibrację, telefonu komórkowego, szybkim tempem, wcisnęłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam urządzenie, do ucha.
-Kornelia Swędrowska, przy telefonie.Z kim mam przyjemność rozmawiać?
-Maciej Janowski, dzień dobry.-zaśmiał się.
-Skąd masz mój numer?!-wnerwiłam się.
-Nie dawno, poznani przyjaciele, zawsze są do usług.
-Nie ważne.Czego chcesz?
-Pogawędzić, spotkać się, omówić..
-A mamy, o czym?-rzekłam z ironią.-Nie sądzę.Żegnam!
-Poczekaj chwilę!-krzyknął.-Umówmy się.Ta rozmowa, nie będzie dotyczyła, naszej przeszłości.To bardzo, bardzo, bardzo ważne.Możemy, wręcz musimy o tym pomówić.-nie odpuszczał.
-Rynek Starego Miasta.-odparłam ze zniesmaczeniem.
-Piętnasta trzydzieści.-rzekł niepewnie, po czym odłożył połączenie.
Punkt czternasta pięćdziesiąt trzy, opuściłam zamieszkałe, miejscowisko.Krótki, dla odświeżenia spacer, po Nowym Świecie..i Rynek..
-Kornelia!-usłyszałam głos, zza pleców.
-Szybko, zwięźle i na temat.Nie mam ochoty, na dwugodzinne plotki.
-W piątek, po meczu.Gdy Cię spotkałem..potem, ty poszłaś, po rozmowie, z tym siatkarzem-Łukaszem Żygadło..
***Dwa dni temu.***
-Znasz, tą dziewczynę?-spytał, oblany potem.
-Owszem.Jakiś problem?-zlałem go.
-Muszę wiedzieć, o niej, wszystko!-krzyknął.
-Jest dwudziesto-pięcioletnią kobietą, z pasją.Ukończyła tutejszą Akademię Wychowania Fizycznego.Niezwykle wysportowana.
-Adres, numer, e-mail..cokolwiek?-spytał.
-Aleje Jerozolimskie.Nowoczesna kamienica.Piętro szóste.
-Dziękuję Ci.-odszedł, z uśmiechem.
***Teraźniejszość.***
-Co ty człowieku, nawyrabiałeś?!-spoliczkowałam go.
-Au!-wrzasnął.-Ten siatkarz się stara, nie widzisz tego?
-A ty nie widzisz tego, że próbuję go odsunąć od siebie?-wydarłam się.-Nie chcę ZNÓW, mieć na głowie dziennikarzy, fotoreporterów.-odeszłam.
W głowie, miałam totalny mętlik.Idąc, jak burza w upalną noc, nie spostrzegałam nikogo, prócz wydrapanego podłoża.Nagle, potykając czyjąć osobę, upadłam z hukiem.
-Cholerne, deja vu!-pisnęłam.
-Poraz trzeci, praktycznie i teoretycznie, w tym samym miejscu.
-Za co?!-wykrzyczałam.-Boże, mój najukochańszy, za co?!
________________________
Rozdział, zdecydowanie na nie.
Oceniamy & komentujemy!
<33
OdpowiedzUsuńCudo *-*
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Liebster Award :) Więcej na http://siatkarskieoneparty.blogspot.com/p/liebster-award-nominacje.html :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń